Zanosi się na jedną z większych awantur od czasów słynnych "Nabitych w mBank". Co najmniej kilkudziesięciu klientów banku DNB zamierza wytoczyć bankowi procesy.
W szczycie boomu kredytów walutowych klienci dali się namówić na promocję polegającą na tym, że otrzymywali niższą marżę kredytu (np. 1,6 proc.) w zamian za to, że przez pięć lat będą przelewali do banku co najmniej 5 tys. zł miesięcznie i wezmą kartę kredytową, której będą aktywnie używali. Bank miał w ofercie także kredyty bez promocji, ale dużo droższe - z marżą nawet 3 proc., a więc w cenie niemal zaporowej.
DNB przez długie miesiące nie pamiętał o tym, by weryfikować wypełnianie przez klientów warunków. Przypomniał sobie o tym dopiero w tym roku. I weryfikował bardzo skrupulatnie. Klienci opowiadali, że czasem wystarczyło, iż jeden przelew kilka lat temu przyszedł za późno, klient wpłacił na konto o 100 zł za mało lub jakaś transakcja kartowa rozliczyła się o dwa dni później, niż powinna, by bank podwyższył marżę kredytową o 0,5-2 proc. (w zależności od zapisów w umowie) aż do końca trwania kredytu. Klienci się skarżyli, że bank przerzuca na nich ciężar udowadniania, iż nie popełnili błędu (przekopywanie się przez wyciągi sprzed kilku lat bywało skazane na niepowodzenie).