Miłość, wielkie pieniądze, służby specjalne i małe, ambicjonalne zagrywki potężnych ludzi z cienia. Prawda o historii upadku banku spółdzielczego w Wołominie to ciąg większych i mniejszych afer, które mogłyby nigdy nie wyjść na światło dzienne, gdyby partnerów w szemranych interesach nie podzieliło namiętne uczucie żywione do tej samej kobiety
Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa w Wołominie był do niedawna przykładem olbrzymiego potencjału leżącego w bankowości spółdzielczej. Z roku na rok otwierał coraz to nowe oddziały w całym kraju, chwalił się coraz większą liczbą klientów i coraz większymi depozytami. Bank sponsorował lokalne wydarzenia i drużyny sportowe. Rozmachem coraz bardziej przypominał duży bank komercyjny.
Jednak za fasadą pasma sukcesów kryły się ryzykowne, a nawet niezgodne z bankowymi regulacjami działania w polityce kredytowej. Sporządzony przez departament audytu wewnętrznego raport jasno wskazywał, że nastąpiła koncentracja udzielonych kredytów u powiązanych ze sobą podmiotów. Dodatkowo, mimo że jedna firma z grupy kapitałowej nie spłacała zaciągniętej pożyczki, to bank lekką ręką dawał kolejne kredyty innym, powiązanym kapitałowo i osobowo. To jaskrawe zagrożenie stabilności finansowej.
Taki też raport przedstawiono szefom SK Banku Wołomin. Zarząd nakazał natychmiastowe zniszczenie tych dokumentów. I tak też się stało. Zachowały się jednak wersje robocze. Zawierały dokładnie te same informacje.
Pod koniec kwietnia ktoś przekazał te dokumenty warszawskim śledczym. W rękach prokuratury i CBA znalazły się dokładne wyliczenia i zestawienia, które pokazywały nie tylko, że udzielano bezprawnie kredytów podmiotom powiązanym, lecz także, że szefostwo SK Banku miało pełną wiedzę o tym procederze i aprobowało takie działania.
Źródło i więcej:
http://gf24.pl/wydarzenia/kraj/item/169-tajemnice-banku-w-wolominie