Katarzyna od dekady leży w śpiączce po tym, jak anestozjolog napompował ją, przebiwszy jej tchawicę. Jej rehabilitacja kosztuje kilka tysięcy zł miesięcznie. Rodzina Katarzyny po sądowej batalii wycisnęła z majątku lekarza 130 zł

Wiosna 2016 r., Katarzyna siedzi w łóżku i ma otwarte oczy. Jej ojciec, Jan Kozodój, jest przekonany, że do córki docierają słowa i obrazy. Szuka najmniejszych drgnień na jej twarzy, cieszy się, gdy córka mruga oczami.

W pokoju obok stoi specjalna wanna. Jan razem z żoną i pielęgniarką myje córkę. Pielęgniarka zostaje na noc. Wtedy przez kilka godzin rodzice nie muszą czuwać. Pielęgniarka dba o to, by Katarzyna nie udusiła się własną śliną. - Gdybym miał te pieniądze, ona już by mówiła - twierdzi ojciec.

Jesienią 2006 r. pochodząca ze Słupska Katarzyna kończy ekologię na Akademii Rolniczej w Szczecinie. Ma 30 lat, jest ładna, lubi podróżować i ma plany życiowe. Chce powiększyć sobie piersi. W prywatnej klinice chirurgii plastycznej mówią jej, że to bułka z masłem. Mają na koncie setki takich zabiegów.

Szczeciński anestezjolog Wiesław S., który zajmuje się w klinice narkozą, zostanie potem określony przez jej właścicieli jako "lekarz z górnej półki". Poza kliniką pracuje w kilku szpitalach. Miesięcznie ma z tego ok. 36 tys. zł brutto, ale często jest przemęczony. Zmęczenie rekompensują mu piękny dom i inne nieruchomości, duże oszczędności, trzy samochody i zadowolona ze standardu życia żona pielęgniarka.

Źródło i więcej:

http://wyborcza.pl/1,87648,20235858,lekarz-z-gornej-polki-zbyt-biedny-by-zaplacic-za-razacy-blad.html